Lubię opowieści o katastrofach – najlepiej samolotowych.

Lubię opowieści o katastrofach – najlepiej samolotowych. Zawsze jest w nich taki moment, w którym zastanawiają się jak do tego doszło. Taki moment, kiedy wszystko jest jeszcze niby w porządku ale spirala zdarzeń w określonym kierunku już ruszyła. I to zastanawianie się, czy jest już za późno? Czy punkt zero, spoza którego nie ma już odwrotu, został przekroczony. Pasjonujące są to opowieści. W sumie bardzo do siebie podobne ale w każdej jest inna sekwencja zdarzeń, walki, pomyłek, tragedii i szczęśliwych zakończeń, które mają swoją cenę – traumę.

Z boku widać więcej. To zasługa perspektywy, dystansu, który pozwala dostrzec początek burzy z luźno jeszcze ułożonych chmur. Do tego z czasem dołącza się jeszcze doświadczenie, to życiowe, które boleśnie i bezsensownie ujawnia się w sakramentalnym: a nie mówiłem! lub: wspomnisz moje słowa.
Lubię słuchać ludzi, choć i to ma swoją cenę – zmęczenie. Opowieści o życiu. Na szczęście przeważają te z połowicznym hapy endem, choć czasem słucham o katastrofach. Najtrudniej jest być świadkiem. Żyjesz z kimś i widzisz bo uczestniczysz w jego życiu. Ty już wiesz, że się zaczyna: porażka małżeńska, wychowawcza … a on, nie chce słuchać. Mówi, że to nie ważne, że nie kogoś tam sprawa, że to jego życie i żeby się nie wtrącać. A tobie zależy. Ponieważ patrzysz z boku – widzisz więcej. Doświadczenie życiowe podpowiada ci dalszą sekwencję wydarzeń … i całość rozgrywa się nie w telewizorze ale w tobie. Dochodzą do głosu emocje, bezradność, chęć zrobienia czegoś … czy punkt zero został już przekroczony? Czy katastrofa może się jeszcze nie wydarzyć? Czy to małżeństwo, to dziecko, to życie po prostu … można jeszcze uratować?

Każda z tych sytuacji ma swoją cenę, choć często uda się zapobiec katastrofie ale już nie wypadkowi: rozstali się – ale nie obrzucają się błotem; urodziła dziecko – ale nie wtedy kiedy sama była dzieckiem. Był 1 listopada 2011 roku. W kilkadziesiąt sekund po starcie samolotu, awarii uległ system hydrauliczny – nie będzie można wysunąć podwozia. W tamtym czasie o problemie wiedzą kapitan i drugi pilot. Pasażerowie dowiedzą się o niej jakieś trzy godziny później. A potem cała Polska przeżywała lądowanie samolotu bez kół. Wszystko zakończy się dobrze? Tym razem nie było ofiar śmiertelnych. Tylko, że to nie jest tak, że nie ma ceny. Zablokowane lotnisko, przerażenie pasażerów, posądzanie kapitana, że zapomniał nacisnąć przycisk. To tylko niektóre rachunki.

Dramat rozgrywa się na oczach wszystkich. Często jest tak, że wszyscy wiedzą, co trzeba było zrobić, tylko, że nie robimy nic. Zostajemy w warstwie słów: „to była normalna rodzina … nic nie zapowiadało tragedii … to był porządny chłopak …” Później następuje coś, co jest tłumaczeniem samemu sobie, żeby jakoś wrócić do normalności: „tak musiało być, nikt nie jest święty, tak miał pisane …” czyżby? Pasjonujące są to opowieści. W sumie bardzo do siebie podobne ale w każdej jest inna sekwencja zdarzeń, walki, pomyłek, tragedii i szczęśliwych zakończeń, które mają swoją cenę – traumę. Chyba dlatego sięgam po opowieści o samolotach.

Darek

 

 

Dodaj komentarz

Print your tickets